Witryna zrealizowana dzięki:

VIA BALTICA C.D. – Echa Obozu…

7 dni, 8 osób i ponad 400 kilometrów wykręconych na jednośladach to krótki bilans charakteryzujący nasz Rowerowy Obóz Wędrowny.

Pierwszym punktem programu był zamek w Malborku. Majestatyczne mury krzyżackiej twierdzy były dla nas nie tylko miejscem bogatej w treści i przeżycia lekcji historii, ale i schronieniem w czasie, kiedy nad miastem przechodziła ulewa. Po zwiedzaniu i deszczu ruszyliśmy do Elbląga, gdzie rozpoczęliśmy wędrówkę stosunkowo nowo wybudowanymi szlakami rowerowymi Green Velo. Pierwszego dnia czekało nas małe wyzwanie, ponieważ nie dojechaliśmy do wyznaczonego miejsca noclegowego i musieliśmy obozować ‘w terenie’. Na pomoc przyszedł na jeden z MOR’ów czyli Miejsc Obsługi Rowerzystów, których to na ‘zielonym’ szlaku jest bardzo dużo.

Następnego dnia wszystko było już pod kontrolą i zgodnie z planem. Piękna pogoda pozwoliła nam przemierzać wspaniałe krajobrazy i piękne miasta (m. in. Frombork czy Braniewo), aby ostatecznie osiąść nad malowniczo położonym jeziorem Głębokim pod samą granicą rosyjską. Tu pojawiła się pierwsza trudność, gdyż chłopakom włączył się rosyjski roaming z cenami tak wygórowanymi, iż skutecznie odwróciło to ich ewentualną uwagę od swoich telefonów☺

Dzień trzeci zdominowały trzy impresje: zwiedzanie kościoła greko-katolickiego w Górowie Iławskim, podziwianie Lidzbarka Warmińskiego oraz odwiedziny Stoczka Klasztornego, czyli miejsca w którym przez rok internowany była Prymas Wyszyński. Sam nocleg nad jeziorem pod Bartoszycami był również interesującym doświadczeniem.

Bartoszyce okazały się zbawienne dnia następnego, kiedy to jednemu z naszych eksploratorów zdezintegrował się bagażnik. Fachowa pomoc jaka nas spotkała w w/w miasteczku szybko zaradziła temu problemowi i mogliśmy jechać dalej aż do samego Węgorzewa. Kilka sekund po dojechaniu na wyznaczone pole namiotowe uderzyła w nas ulewa- na szczęście byliśmy już skryci pod parasolami. Opatrzność po raz kolejny przypomniała, że ma nas w swojej opiece…
Po dobrze przespanej, choć deszczowej nocy, wyszło piękne słońce, które umiliło nam zarówno samą podróż do naszego kolejnego celu- Gołdapi, jaki i w niej relaksujące przebywanie.

W nocy niestety znów zaczęło lać i przestało dopiero następnego dnia koło południa co opóźniło nasz wyjazd, ale nie wpłynęło znacząco na trasę czy morale grupy. Rozpoczęliśmy ostatni, jednocześnie najbardziej wymagający rozdział naszej eskapady- eksplorację Suwalszczyzny. Najpierw interwałowo wspinając się i zjeżdżając po dobrze przygotowanych szutrowych drogach dotarliśmy do tajemniczych wiaduktów kolejowych w Stańczykach.
Potem już po lepszej nawierzchni, ale znów pod górę przedarliśmy się do trójstyku granic, żeby ostatnim wysiłkiem wjechać na ‘plateau’ okalające najgłębsze jezioro w Polsce i w malowniczym otoczeniu spożyć pyszną wieczerzę, rozkoszując się nie tylko wyjątkowymi smakami lokalnych specjałów (np. kartaczy), ale i wspaniałymi widokami.

Dzień ostatni to z perspektywy dotychczasowych wyczynów tak zwany spacerek do Suwałk, gdzie przywróciliśmy naszym jednośladom higieniczną formę i ruszyliśmy pociągiem do domu.
Podsumowując wyjazd jednogłośnie stwierdzamy, iż był to bardzo wartościowy czas, w którym nie tylko mogliśmy zbliżyć się czy wręcz dotknąć wielowymiarowości i trochę zapomnianego piękna warmińsko-mazursko-suwalskich terenów, lepiej poznać zarówno samych siebie, jak i siebie nawzajem oraz przeżyć wspaniałą przygodę. Z taką refleksją wracamy z tego wyjazdu i mamy nadzieję, że chłopcy choć w części podzielają nasze wrażenie…

Z turystycznym pozdrowieniem, Hubert Dziuba i Michał Marszał.