RELACJA Z OBOZU ROWEROWEGO „WSCHODNI SZLAK 2019”
500 kilometrów, 15’tu rowerzystów, 7 dni, 4 krainy geograficzne i jeden cel: PRZYGODA- tak w skrócie można opisać to, co działo się na kolejnej edycji rowerowego obozu wędrownego, który w tym roku przyjął nazwę „Wschodni Szlak 2019”.
To już IV. epizod wędrówki, którą w 2015 roku rozpoczęto w Świnoujściu, a której celem jest okrążenie naszego kraju na rowerach jadąc wzdłuż granic. W tym roku do przejechania było dokładnie 500 km, czyli tyle, ile dzieli (jadąc szlakiem rowerowym Green Velo) Czeremchę i Rudnik nad Sanem.
Wystartowaliśmy w sobotę 22 czerwca. Pierwsze wyzwanie czekało na nas jeszcze w Warszawie i polegało na tym: w jaki sposób zmieścić 15 rowerów w niewielkim spalinowym szynobusie relacji Warszawa- Czeremcha. Na szczęście dzięki przychylności kierownika pociągu oraz naszej inwencji trudną sytuację udało się dość szybo okiełznać. Pierwszego dnia na naszej drodze była jeszcze jedna atrakcja: Święta Góra Grabarka, a potem już spokojny dojazd i nocleg w Mielniku nad samym Bugiem.
Dzień drugi, a była to niedziela, zdominowały atrakcje głównie o charakterze sakralnym. Dzień zaczęliśmy od Mszy świętej, następnie pojechaliśmy do Niemirowa, gdzie planowana była przeprawa promem. Niestety ‘bosman’ zawiadujący tym pradawnym wehikułem, dobijając do brzegu ze szczerością prawdziwego wilka morskiego oznajmił nam, że od 12 do 13 ma przerwę, a była godzina 11:55. Na szczęście posilony schabowym z ziemniakami i mizerią zgodził się nas przewieźć pomimo ustawowej pauzy. To nas tylko utwierdziło w przekonaniu, że do serca mężczyzny najłatwiej dostać się przez żołądek. Zbudowani tą bezprzykładną hojnością pana ‘bosmana’ ruszyliśmy w dalszą drogę. Na szlaku odwiedziliśmy Pratulin- miejsce heroicznego oporu carskiego najeźdźcy i śmierci ‘Męczenników Podlasia’. Dalej udaliśmy się do Terespola. Czekały nas jeszcze Kostomłoty- czyli jedyna na świecie parafia obrządku bizantyjsko- słowiańskiego (neounicka), w której ksiądz proboszcz podlega bezpośrednio Papieżowi w Rzymie. Idealnym uwieńczeniem naszego peregrynowania był Kodeń, w którym schronienia i strawy użyczyli nam Ojcowie Oblaci.
Następne dni wędrówki przebiegły bez większych zakłóceń. Była czas na refleksyjną zadumę, tak jak w Sobiborze- miejscu w którym podczas II. Wojny Światowej znajdował się niemiecki obóz zagłady, był również czas na relaks nad krystaliczną tonią jeziora Białego, z którego ochoczo skorzystała nasza ekspedycja. Po drodze odwiedzaliśmy również wiele ciekawych miast i miasteczek, np.: Włodawa, Chełm czy Krasnystaw. Były też przygody, jak choćby ‘wybuchowa’ dętka jednego z uczestników, na pomoc któremu wyruszył jego kompan. Po naprawieniu koła okazało się, że nasz dzielny ‘ratownik’ potrzebuje większej pomocy, ponieważ rozkuł mu się łańcuch. Obaj kolarze wraz z jednym z opiekunów ostatnie 30 km do miejsca obozowania przejechali busem, którego udało się załatwić chodząc od domu do domu i pytając czy ktoś nie mógłby nam pomóc. Dzięki takim doświadczeniom wiara w ludzi dobrej woli niewątpliwie będzie się w nas rozwijać.
Ostatnie dwa dni to przejazd przez jak zawsze urokliwe Roztocze i odwiedzenie jego pereł: Zamościa, Zwierzyńca, Górecka czy Biłgoraja, aby ostatni nocleg spędzić w Rudniku nad Sanem.
Galeria zdjęć z wyjazdu znajduje się pod adresem: https://photos.app.goo.gl/vNUSJvinRYSePdRv7
Patrząc na nasz wyjazd z perspektywy kilku dni mamy same pozytywne impresje, że był to czas prawdziwej przygody, przyjaźni i współpracy, a niezapomnianą atmosferę, którą stworzyli uczestnicy będziemy pamiętać jeszcze długo.
Dziękujemy za przychylność i zaufanie! Z turystycznym pozdrowieniem,
Hubert Dziuba i Michał Marszał.